Harce
Branża wodociągowa jest rozogniona dyskusją nad propozycją jednego z przedstawicieli rządu. Dotyczy ona nowego pomysłu na naliczanie opłat za wodę.
Napisałem: „pomysłu,” ponieważ – póki co – nic więcej o tym nie wyczytałem.
Zostawiam z boku polityczną stronę tej propozycji i spróbuję zająć się bardziej skutkami i trochę jednak technikaliami. Najpierw oceńmy skalę udogodnień pomysłu „pierwszy metr sześcienny wody za darmo”. Załóżmy, że ów metr sześcienny kosztuje razem ze ściekami 10 złotych. Przy czteroosobowej rodzinie ulga w wydatkach wyniesie 40 złotych. Przy założeniu, że pracują dwie osoby z dochodem na poziomie najniższego wynagrodzenia, dochody netto rodziny osiągną 4000 złotych, więc ulga w wydatkach wyniesie 1%. To jest mniej więcej to, o co się bijemy. Każdy może sam ocenić, na ile taka ulga jest istotna.
Średnie zużycie wody na mieszkańca wynosiło około 3 m3 , co oznacza, że aby cały system mógł pozostać na dotychczasowym poziomie przychodowym (jak również przyjmując, że cena drugiego metra sześciennego pozostanie w stosunku do dzisiejszej bez zmiany), trzeci metr sześcienny będzie średnio kosztował dwa razy więcej niż obecnie (czyli w naszym przykładzie: 20 złotych). Co to w sumie znaczy? Otóż w obszarach o niskim poziomie dochodów nastąpi prawdopodobnie ograniczenie zużycia wody do jednego metra sześciennego, co będzie się wiązało z sedymentacją ścieków w systemie kanalizacyjnym i ich zagniwaniem oraz z uciążliwością zapachową. Spowoduje to spadek komfortu życia lokalnych mieszkańców, a w dalszej perspektywie – emigrację osób o dochodach wyższych. To prosta droga do stworzenia swoistego getta…
Tyle na temat skutków społecznych. A teraz kilka słów o skutkach – nazwijmy to – organizacyjnych. Otóż w Polsce nie istnieje obowiązek meldunkowy i z tego co wiem, gminy i na przykład spółdzielnie mieszkaniowe, borykają się z problemem braku informacji o liczbie mieszkańców czy też o liczbie mieszkających faktycznie w zasobach spółdzielczych. Problem potęguje fakt relatywnie dużego napływu migrantów w ostatnich latach, co z kolei w istotny sposób zaburza choćby system zbierania opłat za odbiór nieczystości stałych.
To teraz kilka słów na temat mi najbliższy, czyli wpływie takiego rozwiązania na przedsiębiorstwa wodociągowe. Ponieważ spółki te również nie mają wiedzy dotyczącej liczby osób mieszkających w nieruchomości, więc nie powinno stosować się żadnych ulg, by nie narazić się na zarzut niegospodarności. To pewnie z kolei doprowadzi do procesów przed sądem. Procesów, które będą sporo kosztować tych właśnie, których chcemy chronić. Nie wydaje się to logiczne. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Natomiast w przypadku wygrania procesów, z kolei sytuacja przedsiębiorstw wodociągowych byłaby nie do pozazdroszczenia...
To teraz przyszedł czas na podsumowanie. Jestem zwolennikiem taryf progresywnych, które pozwolą na ograniczenie poboru wody ze środowiska. Nie jestem natomiast za kształtowaniem polityki społecznej przez system opłat oparty na manipulacji przychodami branży wodociągowej. Pomoc osobom można realizować na wiele sposobów i z pewnością nie muszą one ingerować w i tak już nadwątlony system taryfowy
Autor: Paweł Chudziński, prezes zarządu Aquanet S.A.
Felieton pierwotnie ukazał się w nr 3/24 Kierunku WOD-KAN
Komentarze