Partner serwisu

O trudach budowania sieci

Kategoria: Sieci wod-kan

Doświadczeniami w projektowaniu i budowie kanalizacji sanitarnej w górskich terenach wiejskich z „Ochroną Środowiska” dzieli się prezes Podhalańskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego. Uczynił to na podstawie własnych doświadczeń, które zapewne powtarzają się w wielu innych miejscach kraju, choć miejmy nadzieję, nie wszędzie.(red.)

 O trudach budowania sieci

    Zacznijmy od początku procesu inwestycyjnego – najpierw oczywiście powinna powstać koncepcja albo program funkcjonalno-użytkowy. Powinny być pochodną głębokich rozważań teoretycznych (w oparciu o wiedzę praktyczną), mających na celu wskazanie optymalnych rozwiązań problemu. Koncepcja powinna być wielowariantowa, aby wykazać, która z proponowanych i możliwych technicznie opcji jest najlepsza do realizacji zarówno z ekonomicznego, społecznego, jak i technicznego punktu widzenia. Tyle teorii. Niestety trzeba stwierdzić, że koncepcje, dość często w naszej rzeczywistości, nie funkcjonują, a opracowania takie jak studium wykonalności powstają tylko na potrzeby wniosków unijnych i najczęściej tylko po to, aby uzasadnić już wcześniej opracowany projekt, na który już pozyskano pozwolenie na budowę.

Kanalizacja w pobliżu rzeki – Czarny Dunajec

Nie mania wielkości a racjonalność
    Można powiedzieć, że określanie zakresów aglomeracji powinno polegać właśnie na wykonaniu dobrej koncepcji kanalizacji zlewni. Z moich obserwacji wynika niestety, iż stosunkowo często pojęcie aglomeracji było opacznie rozumiane i służy spełnianiu „aglomeracyjnych” ambicji osób lub urzędów. W efekcie granice aglomeracji nie są zakreślane w oparciu o możliwości i racjonalność budowy systemów odprowadzania i oczyszczania ścieków w określonej perspektywie czasowej. Nie trzeba wskazywać, jakie ma to konsekwencje dla realizacji KPOŚK.
    Stąd zaprojektowanie kanalizacji na słabo zaludnionym obszarze, gdzie ilość osób przypadająca na kilometr wykonanej sieci kanalizacyjnej, wyniesie znacznie poniżej wymaganych 120 MK (bezwzględne ograniczenie do minimum 90 MK/km w rozporządzeniu aglomeracyjnym pojawiło się dopiero w tegorocznej nowelizacji), może skutkować znaczącym wzrostem taryf.
    Znam wiele przykładów realizacji inwestycji na terenach o zagęszczeniu 60-100 MK/km sieci, gdzie obliczeniowe  taryfy na odprowadzanie ścieków wahają się obecnie w granicach 12-18 zł/m3. Trudno się w takiej sytuacji spodziewać, że mieszkańcy będą radośnie i chętnie korzystać z tak drogich usług. Niestety, w dużej części przypadków błędy zostały popełnione już na etapie planowania inwestycji – w trakcie koncepcyjnego wytyczania tras czy też podejmowania decyzji o zakresie kanalizowania obszaru wiejskiego. No, ale skoro już wyznaczyliśmy zakres kanalizowania, pora na wykonanie projektu.

O problemach inwestorów
    Mając dobrze zrobioną koncepcję lub program funkcjonalno-użytkowy, nie powinno być problemów z wyspecyfikowaniem potrzeb w zakresie projektowym. Takie jasno sprecyzowane i skutecznie egzekwowane wymagania mogą być … „przeszkodą” dla projektanta! Projektant też jest tylko człowiekiem i chce oddać zamówione dzieło tak, aby zamawiający je przyjął, ale jak najmniejszym nakładem kosztów, co jest oczywiście zrozumiałe.
    Jeśli projektant został wyłoniony w efekcie przetargu nieograniczonego, gdzie jedynym (bądź przeważającym) kryterium była cena, istnieje prawdopodobieństwo, że uzyskana cena jest stosunkowo niska. To może oznaczać, że projektant będzie chciał pójść na łatwiznę, korzystając z gotowych rozwiązań, jedynie nieznacznie modyfikując je do naszych potrzeb. Co gorsza, można się natknąć na projekty ewidentnie wykonywane „pod” wykonawcę lub producenta urządzeń, który wcale niekoniecznie będzie najtańszy i najbardziej optymalny w wykonawstwie i eksploatacji.
    Problem z takimi projektami, w kontekście terenów wiejskich, jest taki, że w małych gminach urzędnicy często nie dysponują odpowiednią wiedzą, aby zweryfikować przedkładany do akceptacji projekt, a wiele rozwiązań może być przyjmowana jako objawienie i prawda absolutna. Niestety gminy takie nie przewidują również funduszy na zewnętrzną weryfikację przedkładanych opracowań, wychodząc z założenia (może słusznego,  ale jednak nieco naiwnego), że po to płacą fachowcowi wyłonionemu w przetargu, aby ten zaproponował im rozwiązanie najlepsze. W takiej sytuacji nietrudno o „bylejakość” czy zaniedbania. Znanych jest mi nawet kilka przykładów, gdzie na skutek weryfikacji przez osoby o nie najwyższych kwalifikacjach, jakość projektu uległa pogorszeniu – niepotrzebnie wydłużano i pogłębiano kanalizacje. Odrębną kwestią jest trasowanie sieci kanalizacyjnej, które w małych  społecznościach czasami bywa utrudnione. Nakładają się na to problemy urbanistyczne (ciasna zabudowa zagrodowa) oraz społeczne (waśnie sąsiedzkie). Niejednokrotnie trasa sieci przypomina szlaczki rysowane przez moją córkę w przedszkolu, co jest powodowane brakami zgody na przeprowadzenie kanalizacji prostą, najbardziej racjonalną trasą. W ten sposób długość kanalizacji określona na etapie koncepcji wydłuża się o 20-30%, powstaje konieczność budowania długich przyłączy, a nawet dodatkowych pompowni ścieków. Takie rozwiązania podrażają znacznie koszty budowy infrastruktury, a w skrajnych przypadkach mogą sprawić, iż budowa systemu kanalizacyjnego staje się nieopłacalna.

 Wykonawca lokalny czy doświadczony
     Zakładając, że projekt został wykonany, przystępujemy do wykonawstwa. I tu może nas czekać kolejne rozczarowanie. Na terenach małych gmin wiejskich, zwyczajowo, mamy do czynienia z niewielkimi inwestycjami. Oznacza to, że nawet ogłaszając przetarg nieograniczony,  są niewielkie szanse na ściągnięcie dużych wykonawców, dysponujących wiedzą i zapleczem. Często w takich przetargach wygrywają jednak firmy mniejsze, lokalne.
    Nie chciałbym całkowicie deprecjonować roli małych wykonawców lokalnych, jednakże do każdej roboty trzeba dorosnąć – takim wykonawcom należy poświęcić znacznie więcej uwagi, a nadzór inwestorski musi być ściślejszy – i z czasem taki wykonawca znacząco podniesie poziom swojego wykonawstwa. Oddając sprawiedliwość wykonawcom lokalnym, ich przewagą często może być znajomość lokalnych współzależności i uwarunkowań społecznych – choć czasem może być to również przeszkodą!
    Jeśli chodzi o kwestię nadzoru inwestorskiego, należy poruszyć temat jego skuteczności. Nierzadką sytuacją jest, że inspektor nadzoruje kilka równoległych budów, często odległych od  siebie. Znam przypadek, gdy inspektor nadzoru po raz pierwszy pojawił się na placu budowy w czasie odbioru końcowego. Jakość nadzoru inwestorskiego może pozostawiać wiele do życzenia, zwłaszcza jeśli zarówno inspektor, jak i wykonawca pochodzą z tego samego środowiska czy rejonu. Niestety, prawdopodobieństwo rozluźnienia nadzoru wydaje się być większe w małych społecznościach.
    Realizując inwestycje w terenach górzystych, wydawałoby się – nic prostszego – kanalizacje grawitacyjne wzdłuż potoków, a wszystko samo spłynie zgodnie z charakterem zlewni. Niestety, w praktyce nie wygląda to tak różowo. Problemy z uzyskaniem zgody, warunki narzucane przez administratorów cieków wodnych czy dróg publicznych, powodują, że pompownie stają się nieodzowne, a znaczne zagłębienia sieci nie należą do rzadkości. Na załączonym  rysunku pokazano 6-metrowy wykop w skale występującej od 1,5-2 metra p.p.t. Konieczność wykonywania prac w pobliżu strumieni może również skutkować znaczącymi utrudnieniami czy opóźnieniami wykonawstwa, zwłaszcza w przypadku wzmożonych opadów i podtopień. Oczywiście konieczność prowadzenia prac w takich warunkach znacząco podwyższa koszty wykonawstwa i całej kanalizacji.
    Po zakończeniu prac wykonaną infrastrukturę należy odebrać. I tu kolejny zgrzyt. Okazuje się, że to czego nie widać (bo jest pod ziemią – czyli wybudowane kanalizacje) niespecjalnie przykuwa uwagę w czasie odbioru. Oczywiście na etapie wykonawstwa inspektor powinien był pełnić bieżący nadzór, co może powinno uspokajać inwestora, ale jak to bywa w praktyce... wskazałem powyżej.

 6-metrowy wykop w skale występującej od 1,5-2 metra p.p.t.


    Natomiast zdecydowanie najwięcej zainteresowania w czasie odbioru budzą drogi i sposób ich odtworzenia. Samorządowcy z lubością wytykają prawdziwe bądź urojone błędy wykonawców, ponieważ dzięki temu można mieszkańcom ulepszyć dotychczasowy dojazd do domostwa, bądź nawet sprawić zupełnie nową drogę. O tym, że takie interwencje również mogą podnosić koszty wykonawstwa (jeśli nie bieżącej inwestycji, to na pewno następnych), niewielu zdaje się pamiętać. Uważam, że wszystkie powyżej opisane problemy daje się sprowadzić do jednego wspólnego mianownika.

 Braki edukacyjne
    Zaczynając od pryncypiów:
    Nawet w kręgach opiniotwórczych i decyzyjnych spotykałem się z rozumowaniem, że przez oczyszczalnię ścieków przepływa rzeka, którą ta ma oczyszczać. Nie zadawano sobie przy tym trudu dedukcji – po co, w takim razie, mamy w ogóle kanalizację? Jak w tej sytuacji mamy wymagać poprawnej eksploatacji instalacji u klienta (nie wrzucania odpadów do kanału, nie wpinania rynien, nie drenowania posesji, poprawnego wykonawstwa przyłączy), skoro nie wiadomo, co to jest kanalizacja, do  czego służy i najważniejsze – po co ją wybudowano.
    Okazuje się, że po wybudowaniu, za ciężkie pieniądze sieci kanalizacyjnej niejednokrotnie brakuje chętnych do przyłączenia się. Gminy muszą stosować specjalne ekonomiczne „zachęty” dla mieszkańców. Prawo w tym zakresie jest jednoznaczne, jednakże samorządowcy nie są przesadnie przekonani do ścigania mieszkańców, którzy jednocześnie są ich wyborcami.
    Trzeba wskazać, że mieszkańcy stosunkowo często nie widzą potrzeby odprowadzania ścieków do kanalizacji. Przecież za kanał trzeba płacić, a dotychczas, „eksploatując” tylko z nazwy szczelny zbiornik wybieralny (ani on szczelny, ani wybieralny nigdy nie był), nikt się nie czepiał, nikt od tego nie umarł, a to, że czasem śmierdziało, no cóż, przecież na wsi mieszkamy… Stąd niechęć do przyłączania się do sieci kanalizacyjnej staje się nieco bardziej zrozumiała.
    I co dla mnie jest szczególnie dziwne, osoby zamieszkujące nie skanalizowaną wieś, gdzie kurs wozu asenizacyjnego należy do rzadkości, nie widzą niczego zdrożnego w piciu wody z płytkiej studni kopanej, która prawdopodobnie znajduje się w tej samej warstwie podskórnego drenażu, co szambo sąsiada pozbawione płyty dennej.
    Argument ekonomiczny, z którym spotykam się stosunkowo często, ma też inną warstwę. Wskazywane są gminy sąsiednie, które nie przeprowadziły żadnych inwestycji, jako wzorcowe, bo teraz u nich ścieki są tanie. Fakt, że w gminie nie ma oczyszczalni ścieków z prawdziwego zdarzenia, sieć kanalizacyjna jest szczątkowa, a przez wieś w lecie trudno przejechać, nie doznając intensywnych wrażeń estetycznych, nikomu nie przeszkadza – ponieważ jest tanio.

Ciężkie warunki prowadzenia prac

    Ten obowiązek prędzej czy później będzie musiał być spełniony, a alternatywą jest pogłębiające się zacofanie oraz naliczanie kar środowiskowych. Aby nie być źle zrozumianym – nie tylko budowa kanalizacji prowadzi do uzyskania efektu czystego środowiska, to samo osiągniemy zwyczajnie opróżniając szczelne szambo.

 Uczyć także urzędników i radnych
    Ale edukację należy prowadzić również na poziomie urzędników i radnych gmin. W czasie moich kontaktów z samorządowcami musiałem się początkowo przebijać z informacją, iż wysokość taryfy za odprowadzanie i oczyszczanie ścieków to nie jest czyjkolwiek wymysł albo cyferki wyssane z palca, ale matematyczne wyliczenia. WSZYSTKIE ponoszone koszty muszą znaleźć w niej odzwierciedlenie – co nie jest oczywiste, gdy spojrzeć na sposób finansowania jednostek budżetowych zajmujących się gospodarką komunalną w gminach. Taryfa uwzględniać musi również całość amortyzacji, z której to realizowane mogą być inwestycje. Rozumowanie to można uprościć do poziomu – im wyższa taryfa, tym większe możliwości inwestycyjne.
    Sporo do życzenia pozostawiają również gminne regulaminy utrzymania porządku i czystości. Trudno jest egzekwować poprawną gospodarkę ściekową, jeśli jedynym zapisem w tym zakresie jest wymagalny obowiązek posiadania umowy na opróżnianie szamba. Dopuszczalne jest przy tym posiadanie umowy, a nie wywożenie szamba – co, na zdrowy rozsądek, wydaje mi się zaprzeczeniem zasad poprawnej gospodarki ściekowej. Z drugiej strony regulaminy nie dopuszczają sytuacji,  w której mieszkaniec zleca co miesiąc opróżnienie zbiornika, ale nie posiada żadnej stałej umowy, posiada natomiast kwity z wywozu. Najbardziej restrykcyjne regulaminy, jakie widziałem, precyzują, iż mieszkańcy posesji zobowiązani są do wykazania jednego opróżnienia zbiornika co … pół roku. Komentarz, myślę, jest zbędny.

* *

    Podsumowując, pomijając sprawy czysto inwestycyjne omówione w artykule, w moim przekonaniu największą bolączką terenów wiejskich jest obecnie głęboka potrzeba edukacji ekologicznej i konieczność pokazania wzorcowych, dobrych praktyk oraz konsekwencji z utrzymania stanu dotychczasowego.
    Zdaję sobie sprawę z tego, że jedynie zasygnalizowałem problemy związane z sanitacją wsi w praktyce. Być może będzie to przyczynkiem do dyskusji, a osobiście mam nadzieję, że pozwoli niektórym decydentom na uniknięcie błędów.

 

Autor: Dariusz Latawiec, Prezes Podhalańskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego

Artykuł został opublikowany w magazynie "Ochrona Środowiska" nr 1/2011


 

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ