Interes
Kolejne wybory. Festiwal wszystkiego: obietnic, kandydatów, niby-programów i czego tam jeszcze. Wiem, w tym miejscu polityki nie uprawiamy. Mamy być merytoryczni, techniczni, no i jednak organizacyjni – zarządczy. Raczej do poprawności zachowania należy wstrzemięźliwość sympatyzowania z tym czy innym ugrupowaniem politycznym. Spokojnie, będę poprawny.
Trochę jednak szkoda, że omijamy dyskusję polityczną np. w obszarze gospodarki komunalnej, w tym mieści się również nasz wod-kan. Żeby było jasne, nikt mi nic nie narzuca. Sam zdefiniowałem sobie poprawność i tyle.
Wracając do gospodarki komunalnej, to nie ma obaw, w tym zakresie czołowe ugrupowania, nie wspominając o tych podprogowych, nie wypowiadają się szczególnie.
Przecież „szczęśliwość” egzystencji członków narodu jest tworzona tu, lokalnie, w miejscu zamieszkania. To tu trzeba organizować żłobki, przedszkola, szkoły, komunikację, oświetlenie, dostarczyć wodę, odebrać ścieki i śmieci. Zaplanować przestrzeń, stworzyć warunki dla przedsiębiorczości, zapewnić rozwój kultury i jeszcze
parę obszarów działania, żeby nie wspominaćno różnej opiece tych wykluczonych i chorych. To nie jest mało, jak na program polityczny. No, program działania. Ponieważ o tych potrzebnych działaniach mówią politycy jako przedstawicielen ugrupowań, to robi się z tego polityka. Można się zastanawiać, czy od momentu naciśnięcia spłuczki, czy najpierw trasa, a później oczyszczanie, mają charakter polityczny. Otóż przeszedłem ewolucję poglądów na przestrzeni wieków. Pod koniec ubiegłego stulecia, u zarania odradzającego się samorządu, głosiłem, że rura kanalizacyjna nie ma charakteru politycznego. Ona ma określone zadanie i odprowadza to, co wszyscy wiemy, a z uwagi na poprawność nie będę wymieniał, niezależnie czy ją napełni
przedstawiciel, członek czy sympatyk tej czy innej barwy politycznej. W miarę upływu czasu i nabywania doświadczenia, na przełomie wieków doszedłem jednak do wniosku, że rura jest jednak polityczna. Teoretycznie powinna być wszędzie tam, gdzie ma ją kto napełniać. W praktyce, gdzieś jest parę lat wcześniej, inna musi czekać i jest obiektem pożądania i czynienia różnych zabiegów, w tym wyborczych. Te
decyzje, gdzie ta rura ma być zakopana, już noszą znamiona politycznych. Tak na marginesie, to z tym pożądaniem jest różnie, co dzisiaj widać po uzyskiwaniu tzw. efektu ekologicznego. Wracając do komunalki. Coraz częściej słychać dyskusje i nie są to wyborcze, że gospodarka komunalna wymaga nowego podejścia.
Po co? No, żeby mieszać w tym kotle. To są całe obszary i grupy ludzi, którzy przy takiej okazji
żyją z tego. Opracowania, koncepcje, wdrożenia, szkolenia, interpretacje itp. To pogląd wcale nie odosobniony. Jednak wskazuje się na pewne słabości obecnej gospodarki komunalnej.
Głównie to struktura organizacyjna, czyli małe przedsiębiorstwa komunalne. Zwolennicy konsolidacji widzą w tym panaceum na ograniczenie kosztów, racjonalność organizacyjną i lepsze wykorzystanie potencjału ludzi i sprzętu. Dodałbym jeszcze powstanie konkurencyjności. Jako gminna komunalna panna na wydaniu mógłbym się zastanawiać, co w interesie mieszkańców jest lepsze. Czy konsolidować się z tymi z południa, czy może z północy gminy. Głównym hamulcem zmian w gospodarce komunalnej jest, za przeproszeniem,
interes. I tu dochodzimy do sedna. Interes a sprawa gminna. Czyj? Mieszkańców, czy rządzących? Jasne, że mieszkańców, ale ci drudzy wcale inaczej nie mówią. Niestety, ci pierwsi niekoniecznie do końca zorientowani
w szczegółach, intuicyjnie wiedzą, że jednak interes rządzących jest dominujący. Czeka nas
trudna droga zmiany mentalności.
Ktoś musi wziąć się za to poważnie i zaproponować rozwiązania, które zostaną przedyskutowane przez społeczeństwo obywatelskie i uzyskają aprobatę do wprowadzenia zmian.
Interes jest najważniejszy. Oczywiście mieszkańców. Że ironizuję? Może trochę, ale w okresie wyborczym nie ja jeden.