Partner serwisu

Zęby konia

Kategoria: Felietony

Powoli kończy się (jeszcze 3 lata) okres bumu inwestycyjnego i modernizacyjnego w branży wodociągowo-kanalizacyjnej. Przy pomocy środków unijnych próbowaliśmy dogonić standardy europejskie.

Zęby konia

  Trzeba przyznać, że sporo wykonano i jeszcze wiele realizacji jest w toku. Przy okazji teoria trzech szampanów powoli się sprawdza. Pierwszy wypity został, kiedy przyznano środki unijne i podpisano umowę. A jak smakował i cieszył wszystkich? Oczami wyobraźni widzieliśmy zmodernizowane oczyszczalnie i kilometry ułożonych rur. Na drugiego szampana trzeba było niestety poczekać dłużej. Czas biegł szybko, czasami za szybko. Terminy „goniły”, a beneficjenci co rusz przeżywali horrory. Niezależnie, czy podążali ścieżką „fidikowską” żółtą czy czerwoną, czy też własną – wszystkiego nie przewidzisz. Kiedy przychodzi upragniony moment przecięcia wstęgi i namacalnie widać dzieło, to radość jest wielka. Pijemy szampana i wydaje się, że osiągnęliśmy wymarzony szczyt. Może to i prawda, tylko trzeba jeszcze z niego zejść w miarę niepoobijanym. Następuje trzeci etap, czyli rozliczenie. To budzi największe zdenerwowanie. Wiadomo, chodzi o kasę. Co jest kwalifikowane, a co nie i dlaczego. Po dłuższych cierpieniach przychodzi finał. Wtedy pijemy. Ten trzeci szampan to dopiero smakuje. Na piersiach ordery, w portfelach nagrody, wczasy na innych kontynentach – zasłużone. Co, pomarzyć nie można? No, nie można. Przychodzi okres normalnej eksploatacji. Wszystko nowiuśkie, lśni i szumi, na dużych ekranach kolorowe wizualizacje, aż chce się pracować. Trafi się dziatwa z wycieczką szkolną, co to chce (pani nauczycielka) zobaczyć, jak teraz środowisko jest chronione. Cel ekologiczny został osiągnięty. Jakim kosztem i ile zabiegów wymagał, to tylko beneficjenci wiedzą. Prosty przykład podłączenia nieruchomości do rury. Jeszcze w nie tak odległych czasach to mieszkańcy organizowali się w komitety budowy i „molestowali” lokalną władzę, co by umieścić ich osiedle czy ulicę w planie. Sami deklarowali udział i to wymierny. Minęło kilka lat i mamy sytuację, że trzeba ze stójkowym chodzić i wymuszać podłączenie. Niektórzy, prawie za darmo korzystają z dobrodziejstwa. W obawie przed nieuzyskaniem wspomnianego efektu ekologicznego przedsiębiorstwa wraz z gminami podłączają na swój koszt. Nie wiem, czy jest zachowane równe traktowanie mieszkańców w dostępie do usługi, ale efekt się liczy. 
    Kiedy już wypiliśmy co należało i papiery poukładaliśmy w teczki, to tylko bezstresowo eksploatować. Prawie, bo przychodzą takie sytuacje, gdzie myślenie biznesowe i zdroworozsądkowe nie może mieć miejsca, a dokładniej, ma określone konsekwencje.
    Jeśli pojawi się dochód, którego wcześniej nie planowaliśmy, ale już w czasie eksploatacji widać, że po gospodarsku działając, można coś zarobić, to niekoniecznie jest to prawidłowe działanie. Przecież, składając wniosek, pisaliśmy, że zrobimy tylko to, co do obowiązku należy, i na taką okoliczność dostaliśmy odpowiednio wysoką dotację. Teraz, kiedy widzimy, że jest okazja lub konieczność, to musimy się z dobroczyńcą podzielić lub w najgorszym przypadku oddać. Widać z tego, że najbliższe lata eksploatacji też nie zapowiadają się sielankowo. Mówią, że przysłowia mądrością narodów. Jedno z nich: darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Widać, że to tylko nasza mądrość, bo w Brukseli obowiązują inne. Wciąż jednak liczę na to, co usłyszałem od jednej pani w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej: należy kierować się zdrowym rozsądkiem. Niby tak. Tylko już mnie pytano: jak go zmierzyć?

Autor: Michał Rżanek, prezes zarządu PWiK Piotrków Trybunalski

Felieton został opublikowany w magazynie "Ochrona Środowiska" nr 1/2012

 

ZAMKNIJ X
Strona używa plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. OK, AKCEPTUJĘ