Innowacje w demokracji
Ustrój demokratyczny jest zły, ale nikt lepszego nie wymyślił. Coś w tym jest, bo kiedy przychodzi do praktycznego stosowania, to pojawiają się sytuacje nie do zaakceptowania, a jednak powstałe w wyniku demokratycznych procedur.

Dość często spotykamy się dziś z pojęciem parytetu. Jest to inaczej mówiąc zasada równości w reprezentacji. Tak na marginesie nie do końca jestem zwolennikiem interpretacji tego pojęcia, a właściwie interpretowania przez niektóre środowiska. Moim zdaniem popełnia się tu błąd (już słyszę pomruk niezadowolonych z takiej opinii). Było podobnie, kiedy kilka lat temu w naszym mieście był komitet wyborczy utworzony tylko przez kobiety, nawet zacne, aczkolwiek wyemancypowane. Otóż, gdyby iść tym tropem, to np. konkurencje na mistrzostwach lekkoatletycznych nie powinny być rozróżniane wg płci. Jeden konkurs rzutu kulą czy biegu na określonym dystansie z udziałem pań i panów. Że co, na pudle będą stać sami panowie? Dlaczego?
Współczesna kultura ma niebezpiecznego bzika na punkcie płci i relacji płciowych, a szczególnie ciągłego manipulowania nimi. Istnieją przecież dziedziny, w których poszczególnym płciom przypada kluczowa rola, jak choćby w zawodach: górnictwo i hutnictwo, również wodociągi. Rozciąga się kryterium płci na obce mu obszary życia, a równolegle likwiduje tam, gdzie odgrywały istotną rolę. Dzisiaj bowiem okazuje się, że związki małżeńskie nie muszą składać się w równej proporcji z mężczyzn i kobiet, ale parlamenty i urzędy – jak najbardziej.
Ponieważ wszystko ulega ewolucji, to również demokracja podlega innowacjom. My jesteśmy na etapie ugruntowywania ustroju demokratycznego, inni są już dużo dalej i deliberują właśnie wprowadzenie zmian. Pierwsze oznaki potrzeby ich wdrożenia dostrzegam już na naszym podwórku, które nie różni się od innych. Czy wybrani reprezentanci rzeczywiście reprezentują określone środowiska? Pomijam patologię, chociaż nie jest to bez znaczenia, że ktoś staje się reprezentantem przez wspomaganie butelkowym dopalaczem głosujących. Wszyscy o tym wiedzą i tolerują przypadki niezależnie od barwy politycznej. Inni już to przerobili i zastanawiają się, my przerabiamy, ale jeszcze nie wyciągamy wniosków. Co ci obywatele idący do urn albo nieidący, ale gardłujący, tak naprawdę wiedzą o polityce? Istnieją badania, że przeciętny obywatel nawet wyrobionego demokratycznie kraju bardzo słabo orientuje się w różnych systemach przekonań i ideologii. To daje możność łatwego manipulowania manipulowania przez polityków wspomaganych czymś, co dzisiaj nazywa się naukowo public relations, a co w praktyce jest oszukiwaniem odbiorcy. Skutki takiego postępowania przychodzą po czasie. Są okrutne – ludzie nie wierzą politykom, dziennikarzom, wszystkim.
Obecni reprezentanci lokalnego narodu mają obowiązek myśleć i decydować również za przyszłe pokolenia. Bo my naprawdę robimy mnóstwo głupstw, za które przyjdzie płacić dzieciom naszych dzieci. Kto i jak będzie bronił, aby ten żyjący nie skonsumował za dużo? Przy tym systematyczne działania na rzecz poprawy stanu środowiska. Czasami myślę, że całe szczęście, że istnieją dyrektywy, bo to wymusza nasze postępowanie. Skutki pozytywne przychodzą wolno, ale są.
Na ostatnim Kongresie Wodociągów Polskich minister Dziekoński zwrócił uwagę na potrzebę pilnego przygotowania się do postępującej urbanizacji w naszym kraju. Z tym wiąże się budowa i modernizacja infrastruktury technicznej. Potrzeba tak urządzać przestrzeń publiczną lokalnego obszaru, by wnukowie nie przeklinali, a mieli możliwość kontynuowania rozwoju. To wszystko sprowadza się do potrzeby rewizji albo – jak chcą inni – innowacji procedur demokratycznych i zmian instytucjonalnych. Tym powinniśmy jak najszybciej się zająć, bo inaczej będziemy walczyli tylko o parytety.
Autor: Michał Rżanek, prezes zarządu PWiK Piotrków Trybunalski
Felieton został opublikowany w magazynie "Ochrona Środowiska" nr 5/2011