Teoretycy praktyczni
Kiedy przychodzi nam zmagać się z wykonaniem jakichś prac, np. instalacyjnych – korzystamy z fachowca. Przychodzi później znajomy inżynier i zaczyna utyskiwać, jak niezgodnie ze sztuką inżynierską została wykonana ta robota. Bywają też sytuacje odwrotne. Majster patrzy na dokumentację i „chwali” projektanta za to, że chyba nigdy nie widział, jak w praktyce ma być to wykonane.

To bardzo częste sytuacje. Trudno generalizować i z góry przesądzać o racjach, bo rozkładają się po równo. Każdy przypadek jest inny, ale i rodzi inne konsekwencje. Jeżeli dotyczy to prac za publiczne pieniądze, sprawy wyglądają poważniej. Dlatego, że podejmuje się decyzje wydatkowania nie swoich pieniędzy a publicznych. To duża odpowiedzialność. Czy czują ją wszyscy?
Niestety brakuje kompleksowego spojrzenia na wiele zagadnień, jakie są do rozwiązania w mieście. Częściej mamy podejście branżowe. Gdy opiniuje się plany budowy np. gazociągu, zapomina się, że trzeba będzie jeszcze kiedyś zmieścić w pobliżu rurę kanalizacyjną czy kabel energetyczny. Gdy planuje się nową nawierzchnię, to w ostatniej chwili przypomina się o tym, co znajduje się pod ziemią. Bardzo trudno wykonać kompleksowo wszystkie instalacje, bo to i różni inwestorzy, i różne finansowanie. Dlatego bywa tak, że patrząc na dokumentację wydaje się, że ktoś nie myśli przyszłościowo, lecz doraźnie. Wykonuje tylko zlecenie swojego inwestora.
Znajoma mieszkanka, która prowadzi od lat wnikliwą obserwację z parapetu kuchennego, a nie jest inżynierem, zgłasza mi uwagi, co i ile razy rozkopywano w ciągu ostatnich lat i jak to nie po gospodarsku. Dostało się mi za to, że: „tylko siedzicie i radzicie, a pieniądze są marnowane”, i gdyby to tylko od niej zależało, to ten odcinek drogi byłby jak bombonierka i za te same pieniądze. Pewnie trzeba przyznać rację…
Przedstawiciele przedsiębiorstw wodociągowych spotykają się regularnie na różnych szkoleniach. Głównym motywem jest interpretacja przepisów. Opublikowano parę lat temu ustawę, dodano coś wykonawczego i „pojechało”. W tak zwanym międzyczasie sądy dokonały swojego i mamy zagmatwanie, że hej. Coraz więcej pytań i wykładni, a tak na końcu pojawia się pytanie: przyłącze czy sieć?
Do drzwi puka nowy urząd. Może nie tyle nowy, co do branży wodociągowej rzadko zaglądający. Strzeże on konkurencji i konsumentów, a przy okazji wykazuje nowe spojrzenie na czytanie ustawy. Szczególnie w połączeniu z innymi przepisami. Wodociągowcy, zmęczeni tymi interpretacjami, na jednym z ostatnich spotkań zaproponowali: może na nowo napisać ustawę branżową z uwzględnieniem tego, co do tej pory odkryto? O ile łatwiej i bezpieczniej można by działać. Odezwali się od razu szkolący, czyli teoretyczni praktycy, że straciliby na tym, bo tak to przynajmniej mogą proponować interpretację innych interpretacji.
Może u progu Nowego Roku nie trzeba narzekać, bo przecież tacy finansiści mają już we krwi zdolność do wariantowego czytania, np. przepisów podatkowych, i jakoś żyją. No właśnie – jakoś, a tu chodzi o to, żeby żyć normalnie. Tego wszystkim w roku 2012 życzę.
Autor: Michał Rżanek, prezes zarządu PWiK Piotrków Trybunalski
Felieton został opublikowany w magazynie "Ochrona Środowiska" nr 6/2011